27 maja 2014. Była ciepła wiosna, choć czasem padało.. Dzień jak co dzień. Do przeprowadzki zostały dwa dni. Przeprowadzki między miastami, dodajmy. Meble pojechały wcześniej oddzielnym transportem, a my mieliśmy zabrać resztę bałaganu autem, jak to miało miejsce przy przeprowadzce do Wrocławia. Pojechałem jak zwykle do pracy samochodem, zaparkowałem tam gdzie zwykle ciesząc się, że znalazło się względnie blisko miejsce. Poszedłem do biura. Padał deszcz.

W godzinach popołudniowych, gdy wszyscy myśleli już o wyjściu do domu, do biura wrócił się znajomy z informacją, że moje auto stoi do połowy w wodzie.

O jeździe nim, a już zwłaszcza na dystansie 300km nie mogło być mowy. Znajomy pomógł zapiąć go na hak i wyciągnąć wyżej, żeby uniknąć kolejnego zalania. Gdy my siłowaliśmy się z autem inny postanowili na własne życzenie przejechać pod wiaduktem, oczywiście zostając mniej więcej w miejscu, w którym woda dotarła do dolotu. O oberwaniu chmury było głośno. Pisały o tym później gazety.

Po pogodzeniu się z sytuacją postanowiłem zaciągnąć auto do najbliższego serwisu na wymianę oleju w silniku i skrzyni, i próbę uruchomienia auta. W międzyczasie wyjąłem zaślepki gumowe, żeby woda mogła sobie wylecieć. Przecież w środku woda dotarła „zaledwie” do panelu klimatyzacji, więc licznik z nią nie miał kontaktu. Sam zająłem się ogarnianiem auta zastępczego. Szczęście w nieszczęściu, że mimo dwunastoletniego auta zdecydowałem się kontynuować polisę AC i dostałem całkiem ładną sumę oraz „wrak” dla siebie. Dodatkowo podstawili mi nową Toyotą Aygo, którą musiałem zrobić jeden dodatkowy kurs, żeby zabrać to co Tolkiem wziąłbym na raz.

Serwis zadzwonił niedługo potem z informacją, że wymienili o co prosiłem ale auta nie potrafią uruchomić. Miałem nadzieję przejechać nim jednak ten dystans, ale trudno. Poprosiłem ich o przetrzymanie go parę dni, a sam zająłem się organizacją transportu. Trafił się bardzo szybko facet jadący na pusto lawetą i za 700zł zgodził się przywieźć Tolka. Patrząc na stawki, była to okazja. 7 czerwca auto było już u mnie. Zależało mi na czasie, bo wiedziałem co zastanę w środku. Auto już zaczynało śmierdzieć w środku.

Nie do końca wiedziałem co począć, zwłaszcza że szukałem już następcy, którego ostatecznie kupiłem niedużo później. Tolek przestał być autem na co dzień. Postanowiłem go ratować, bo sporo serca włożyłem w niego do tamtej pory. To, na czym wyłożył się serwis, to prosty przekaźnik od pompy paliwa. Po wymianie odpalił i sam wjechał do garażu podziemnego na dalsze prace. Z dzisiejszej perspektywy patrząc, może to i lepiej, że nie próbowałem nim jechać do Warszawy.

W zasadzie jeszcze tego samego dnia zabrałem się za wybebeszanie wnętrza. Trzeba to było jak najszybciej wyprać i wysuszyć. Reszta nie była aż tak pilna.

Fotele i wykładziny poszły do suszenia i rozebrania na części pierwsze. Alcantara została uprana i ogolona golarką do ubrań, a gąbki z foteli wypłukane w czystej wodzie wiele razy, w tym raz z z dodatkiem Domestosu. Jak się później okazało, miało to na nie zbawienny wpływ i zapobiegło przykrym zapachom w środku. Przy rozbieraniu oparć przednich foteli nienawilżona skóra pękła przez co obicia musiały odwiedzić tapicera. Pojechała razem z nimi kierownica (do obszycia) oraz skórzana maskownica ręcznego. Z tym tapicerem to jest oddzielna historia i cieszę się, że w ogóle odzyskałem te rzeczy. Poza maskownicą ręcznego, która przepadła.. Przy składaniu okazało się, że musiałem poprawić część szwów. Wymieniłem przy okazji ślizgi foteli – standardowy problem tych aut. Wyrobione powodowały latanie foteli przód-tył.

Tutaj zaznaczę, że sporo tematów działo się równolegle i dość znacznie się przeciągały.

Cała elektronika środka pojechała na regenerację do znajomego, jednak finalnie przeżył tylko panel klimatyzacji, czujnik ESP oraz sterowniki przednich drzwi. Do wymiany poszedł moduł poduszek wraz z czujnikami uderzeń bocznych i napinaczami pasów, tylne sterowniki drzwi, moduł komfortu, moduł pamięci fotela kierowcy, wszystkie przekaźniki ze skrzynki wraz całą skrzynką, która jest elementem nierozbieralnym i nie dało się jej wyczyścić. Nawet kamerka DVR leżąca w schowku utonęła. Elektronika przeżyła, ale ślady po wodzie pod obiektywem sprawiły, że poszło do kosza. Nie przeżyły również panel radia schowany w schowku w podłokietniku oraz CB radio. Do naprawy pojechał moduł zegarów – VFIz, którego wymiana nie była możliwa.

Wszystkie wtyczki zostały przeszlifowane i potraktowane dość mocnym preparatem do styków.

Przy okazji wpadł sterownik lusterek w wersji europejskiej. Był to ostatni element, który został po przekładce.

Pod maską również były straty. Woda dostała się do wnętrza reflektorów oraz halogenów zostawiając po sobie ślad. Pompa ABS/ESP nie przeżyła. ESP to była jedna z modyfikacji, którą na pewno opiszę w jednym z kolejnych wpisów. Na końcu okazało się, że również sterownik wentylatorów utonął. Elementy zostały wymienione na sprawne. Osprzęt silnika oraz ECU przeżyły. Sterownik LPG również.

Po tapicerce i elektronice przyszedł czas na skończenie środka. Zdecydowałem się wypruć wszystko do gołej blachy. Goła blacha oznaczała w tym przypadku skrobanie mat wygłuszających, które przykleiłem mniej więcej rok wcześniej. Skrobanie ich z podłogi nie było jakoś mocno uciążliwe, choć pracochłonne. Najlepiej do tego nadawały się łapki do tapicerki i rozpuszczalnik acetonowy, którego poszło w sumie parę butelek. Dużo gorzej było z sufitem, bo zdecydowałem się zeskrobać całość. Tutaj wszystko leciało na głowę doprowadzając mnie do szewskiej pasji.

Zajrzeć należało również do nagrzewnicy. Ta, wraz z parownikiem została wyczyszczona. Silniczki od climatronica rozebrane, wyczyszczone i przesmarowane. Oryginalna gąbka na klapkach od nagrzewnicy nie przeżyła i została zastąpiona nową. W autach nie zalanych również jest to już dziś problem.

Zdecydowałem się również na wymianę grodzi, skoro i tak wszystko było na wierzchu. Poprzednia była zmęczona i pogięta po nieumiejętnej rozbiórce, a za jakieś śmieszne pieniądze udało się kupić prostą.

Był to już etap składania. Całość wyłożyłem matą butylową. Łącznie z grodzią. Zamontowałem z powrotem całą obudowę nagrzewnicy, złożyłem podszybie pod maską, zamontowałem wzmocnienie i deskę. Zdecydowałem się na nową instalację do głośników, które też były do wymiany (choć działały).

Do poskładania zostały maskownice progów i słupków, konsola, kolumna kierownica wraz z osłoną, schowek i maskownica pod kierownicą. Wszystko oczywiście wcześniej umyte. Wyprałem i zamontowałem też pasy. Tutaj dodam, że nie można ich prać mocną chemią, bo naturalnie są lekko rozciągliwe, a chemia sprawia że tracą tę własność.

Wjechały złożone fotele i podsufitka. W zasadzie w odwrotnej kolejności.

Na ostatnim zdjęciu widać, że panel radia działał, jednak gdy tylko dostawał trochę ciepła, robił się nieczytelny. Szkoda – lubiłem to radio i nawet szukałem samego panelu przez długi czas. Na koniec auto pojechało na nabicie klimatyzacji, gdzie wyszedł wspomniany wcześniej problem ze sterownikiem wentylatorów.

Było to niemal dwa lata po zalaniu. Nie spieszyło mi się.

Ostatnia rzeczy popotopowa wyszła trzy miesiące później. Okazało się, że prosta wymiana oleju w skrzyni nie wystarczyła, bo po zlaniu miał brązowy kolor. Skrzynia została parę razy wypłukana, aż to co wylatywało zaczynało mieć satysfakcjonujący nas kolor. Od dłuższego czasu nie ma jej już w aucie, ale nie ze względu na awarię, a swap. Będzie to również temat jednego z kolejnych wpisów.

Podsumowując – woda w aucie oznacza dużo roboty i wymusza kompleksowe podejście do tematu. Inne, oznacza powracające non stop problemy w zasadzie ze wszystkim, co ma styczność z prądem. Praktycznie niemożliwe jest doprowadzenie tapicerki do stanu używalności bez jej demontażu. U mnie się to udało i jeszcze parę lat bezzapachowo korzystałem z niej, zanim nie zdecydowałem się na wymianę na pełną skórę. Czy miało to sens? Pewnie nie, jak całe to auto 😀

Gdyby ktoś był zainteresowany szczegółami odsyłam na forum